piątek, 6 września 2013

Los rodziny Wnuków i Prusinowskich w czasie I wojny światowej (do 1915 roku)

Przed wybuchem I wojny światowej życie naszych przodków w Niksowiźnie biegło utartym przez pokolenia szlakiem. Wiktor, Franciszek i najprawdopodobniej Mikołaj powrócili z Ameryki. Założyli rodziny, za zarobione pieniądze kupili gospodarki na których zaczęli wieść spokojne wiejskie życie.  Stali się gospodarzami na własnej ziemi, włościanami, na ówczesne czasy średnio zamożnymi.

W 1914 roku Antoni Wnuk, syn Franciszka i Teofili miał 7 lat. Jego przyrodni bracia Stanisław i Franciszek Aliccy byli starsi -   Stanisław miał ok. 17 lat a urodzony  ok 1895 roku Franciszek Alicki lat 19. Jemu to właśnie los oszczędził doświadczeń pierwszowojennych. Na początku 1914 roku Franciszek Alicki wyemigrował do Ameryki. Okres I wojny światowej to dla niego: czas pracy w USA, ożenku i przyjścia na świat jego syna Stanisława (Stanley'a). 

W rodzinie Wiktora i Aleksandry Wnuków młodszy syn Antoni miał 2 lata, starszy (wg przekazów rodzinnych urodzony w USA) Bronisław był od niego o kilka lat starszy. Rodziny mieszkały blisko siebie. Obok mieszkała też rodzina Stanisława i Marianny Prusinowskich, rodzice Aleksandry, żony Wiktora. 
Nastało lato 1914 roku.
Dla Europy to były dziwne czasy. Pełne napięcia i oczekiwania na zmiany, które nieuchronnie miały przyjść. Mało kto wtedy zdawał sobie sprawę jak tragiczne lata nadchodzą i ile ofiar pochłoną. Większość odczuwała pewną ekscytację i wiarę, że ewentualny konflikt przyniesie im zmianę  na lepsze. Co myślano i czy w ogóle zaprzątano sobie głowy takimi sprawami, w zagubionej pośród pagórków Wysoczyzny Kolneńskiej Niksowiźnie, oczywiście trudno odgadnąć.  Myślę, że ze względu na bliskość granicy rosyjsko-pruskiej niepokój był spory co niestety potwierdziły najbliższe miesiące. 
W sierpniu 1914 roku zaczął się konflikt zbrojny. Wojska rosyjskie wkroczyły do Prus Wschodnich gdzie zostały dość szybko pobite. Ich odwrót odbywał się w panice, która udzielała się ludności cywilnej. Część mieszkańców w trosce o swoje bezpieczeństwo oraz za namową władz udała się w głąb Rosji by tam przeczekać wojnę. Wiem, że część ludności Niksowizny też udała się na tzw. Bieżeństwo, skazując się na niebezpieczną tułaczkę po ogarniętej niepokojami Rosji.
Nasze rodziny najprawdopodobniej zostały na miejscu. Zaczął się bardzo ciężki okres: konfiskaty koni, bydła, płodów rolnych. W ciągu kilku dni ogołocono i spustoszono okolice.
Na początku 1915 roku Prusacy rozpoczęli ofensywą. W okolicach Niksowizny front stał od lutego do lipca. Najprawdopodobniej w tym właśnie okresie doszło do walk w samej Niksowiźnie. Z czasie jednej z nich zginął Stanisław Prusinowski, ojciec Aleksandry (mój prapradziadek). 
Wg relacji Bolesława Prusinowskiego, wnuka Stanisława, Prusacy w czasie jednej z potyczek z Rosjanami wpadli do domu Wiktora i Aleksandry. Tam zabarykadowali się i zaczęli ostrzeliwać. Rosjanie chcąc zmusić ich do ucieczki z domostwa wrzucili do sieni zapalony snopek. Sytuację tą zauważył mieszkający niedaleko Stanisław i wiedząc, że w piwnicy domu ukryci są ludzie w tym jego córka Aleksandra wraz z dziećmi - postanowił dać znać żołnierzom o cywilach i tym samym ratować najbliższych. Niestety do biegnącego Stanisława ogień otworzyli Rosjanie. Stanisław został ścięty kulami z karabinu maszynowego.  
Do śmiertelnie rannego Stanisława podbiegł jeszcze jego syn Jan (ojciec Bolesława), który chciał go ratować. Jednak ojciec zbolałym głosem powiedział mu by uciekał do domu bo i jego trafią.

Prusacy zorientowali się, że w piwnicy domu w którym przebywali ukrywa się ludność cywilna. Na chwilę przerwano ogień. Cywile wyszli z ukrycia. Aleksandra z dwuletnim Antonim na ręku i starszym Bronisławem, którego mocno trzymała za rękę, wybiegła z domu przez palącą się sień. Pozostali cywile, bojąc się poparzeń, uciekli przez okna. Dom Wiktora i Aleksandry spłonął. Kiedy tylko minęła strzelanina rodzina podbiegła do rannego. Niestety Stanisław Prusinowski już nie żył. Ze  względu na stojący w okolicy front pochowany został we wsi pod krzyżem.

Takie historie rodzinne przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Ja też usłyszałem ją od własnego ojca. Po wielu latach tą samą historie powtórzył mi mój daleki kuzyn Bolesław Prusinowski. Jego opowieść była oczywiście bardziej szczegółowa bo jego ojciec Jan był przecież  świadkiem tego zdarzenia. Mam nadzieje, że historia ta, dzięki też temu postowi, na trwale zostanie w  pamięci naszej rodziny.
cdn


Dom w Niksowiźnie na pocztówce pruskiej z 1915 roku. Myślę, że tak wyglądała większość domów w okolicach Kolna na przełomie XIX-XX wieku. Zdjęcie dostarczone przez  Bogusława Samula.

1 komentarz:

  1. Witam ,
    Mam pytanie czy ktos znal nazwisko Kowaleski,mieszkali w Jamaki na niksowiznie ?

    OdpowiedzUsuń

Komentarze publikowane będą po zatwierdzeniu.