piątek, 26 lipca 2013

Wspomnienie młodych lat - Jadwiga Rydel, część 1.

Kiedy zacząłem pisać bloga, wiedziałem, że zbierane przez lata informacje, które stanowią źródło publikowanego materiału, szybko się wyczerpią. Zacząłem więc obdzwaniać dalszą i bliższą rodzinę z prośbą o informacje i wspomnienia. Wszystkich gorąco namawiałem (i dalej namawiam) do spisywania wspomnień, które za kilkanaście lat staną się bardzo cenną pamiątką dla przyszłych pokoleń.
Pierwszą osobą, która dała się namówić i od razu przystąpiła do  ich spisywania, była Jadwiga Rydel, córka Adeli i Bronisława Gugnackich - moja Ciocia.
Część jej wspomnień już mam u siebie, przeczytane parokrotnie, powoli wypełniają swą treścią moje wyobrażenie o życiu moich dziadków i ich dzieci. O losach rodziny w czasie okupacji, o późniejszej tułaczce. O rzeczach strasznych i śmiesznych tak jak nasze życie. Nie wszyscy mają takie Ciocie więc jestem przekonany, że jej opublikowane wspomnienia służyć będą nie tylko najbliższej rodzinie, ale w niedalekiej przyszłości, czerpać z jej wspomnień będą też  inni,  zainteresowani losem swych rodzin z tamtych okolic. Wspomnienia te są tym cenniejsze, że wzbogacone o autentyczny ładunek emocjonalny osoby, która to wszystko przeżyła jako dziecko.
Ciociu w swoim i w imieniu wszystkich czytających bardzo dziękuję za wspomnienia -  proszę o jeszcze.

Zapraszam do lektury.

Moje wspomnienia z młodych lat.

Urodziłam się we wsi Ptaki k/Kolna w 1939 roku na samą II wojnę światową. Byłam drugim dzieckiem w rodzinie. Zostałam ochrzczona 31 sierpnia a na drugi dzień, 1 września 1939 roku wybuchła II wojna światowa. Z opowieści mojej mamy wiem, że z powodu działań wojennych ciągle musieli zmieniać miejsca pobytu i ciągle uciekać z małymi dziećmi. Tam gdzie się zatrzymywali było wszędzie dużo ludzi, było ciasno i z braku miejsca, żeby mnie nie podeptali, kładła mnie pod stołem. Taka była tułaczka z miejsca na miejsce, później była wioska (powrót do Ptaków), zniszczona spalona, zostało tylko trochę domków, które stały się siedzibą wojska.
My i cała wioska byliśmy wysiedleni do Stawisk, do małego miasteczka za Kolnem koło Łomży.  Wszystkie wioski z nad rzeki Pisy były wysiedlone, ludzie musieli wyprowadzić się ze swoich domów. Naszego pobytu w Stawiskach nie pamiętam gdyż byłam małym dzieckiem, może poza drobnymi szczegółami, które pamiętam z opowieści mojej mamy.  Opowiadała, że w Stawiskach mieszkały trzy rodziny w jednym pokoju, razem 11 osób. Na jednej kuchni w której palili drewnem gotowali obiady, wszyscy spali na podłodze.
Mój tata był zdolnym człowiekiem, robił i naprawiał buty. Przeważnie robił z runa owczego buty, które nazywały się walonki. W pobliżu Stawisk rolnicy hodowali dużo owiec i było z czego robić. Były to bardzo ciepłe buty i zapotrzebowanie na nie było duże. Było tylu chętnych, że mój tata przyuczył jeszcze dwóch mężczyzn do pomocy. Ludzie płacili za te buty czym kto mógł. Kto nie miał pieniędzy przynosił mięso, wełnę, lub żywność. 
Kiedy wróciliśmy z wysiedlenia do Ptaków było nas 5 osób: rodzice, siostra Jasia, ja i brat Marian. Pamiętam jak ktoś nas przywiózł na wozie z żelaznymi kołami, taki mały konny wóz. Tata kazał nam zejść z wozu i mówił 
- teraz tu będziemy mieszkali. 
Kiedy weszłam do tego nowego domu zobaczyłam 2 łózka po jednej ścianie i po drugiej. Pod oknem stał stół i 2 krzesła i kołyską. Wszystko było robione przez naszego tatę i malowane, chyba farbą olejną, bo była trwała i była koloru ciemnobordo. Wszystkie skromne meble były tego samego koloru. Nawet przy kuchni był stół do jedzenia posiłków i szafka zawieszona na ścianie i ławka przy stole do siedzenia przy obiedzie - wszystko było tego samego koloru. cdn.

Jadwiga Rydel


Z relacji do których dotarłem wiem, że wybuch wojny wywołał panikę w tamtych okolicach. Szerzyły się opowieści o niezwykłym okrucieństwie Niemców. Ludzie w popłochu zaczęli uciekać w stronę Nowogrodu oraz Łomży mając nadzieję, że Wojsko Polskie stawi skuteczny opór na rzece Narew. Szybko się jednak okazało, że z w miarę spokojnej okolicy, która nie była objęta większym teatrem działań, uciekali w miejsca gdzie zagrożenie było znacznie większe. Niemieckie lotnictwo bombardowało kolumny wojskowe i cywilne zmierzające w głąb Polski. Uciekinierzy, kryli się po lasach, wszędzie był strach, panika, zaczęło brakować żywności.
Po 2-3 tygodniach tułaczki, kiedy mieszkańcy tamtych okolic powracali do swych wiosek, niejednokrotnie zastali domostwa w takim stanie w jakim je zostawili, bez żadnych zniszczeń (tak np. było w Niksowiznie i okolicy). Ptaki chyba nie miały takiego szczęścia i część domostw została spalona.
Jeśli chodzi o pobyt rodziny w Stawiskach to mój dziadek Bronisław Gugnacki (tata Jadwigi) znał dobrze tamte okolice. Wraz z rodzeństwem przebywał tam przed I wojną światową i pewnie też w czasie jej trwania. Tam najprawdopodobniej się wychował i nauczył wielu pożytecznych rzeczy, które później przydały mu się w życiu i uchroniły rodzinę przed głodem i niedostatkiem. Celem uzupełnienia dodam jeszcze, że Stawiskach z moimi dziadkami mieszkała jeszcze rodzina  Szewczyków (do Szczepana) i rodzina o nazwisku Duda.

piątek, 19 lipca 2013

Cd. sprawy Mikołajki i nazwiska Chilecka, czyli mój wypad w okolice Kolna.

W lipcu udało mi się odwiedzić rodzinne strony moich przodków, czyli okolice Kolna. Pobyt był krótki ale dla mnie owocny i bardzo się cieszę, szczególnie ze spotkania z p. Anną Bazydło. Pani Ania pochodzi z Niksowizny i chociaż od wielu lat już tam nie mieszka, dobrze pamięta czasy swojej  młodości (lata 30-te XX wieku). Powodem  dla którego chciałem się z nią spotkać, była postać Mikołajki i wyjaśnienie kwestii  małżonka tejże Mikołajki.
We wcześniejszym poście pisałem, że wg relacji rodzinnych była żoną Mikołaja Niezgody. Przytoczyłem też relacje Bolesława Prusinowskiego, który uważał, że Mikołajka pochodziła z Porytego co by jednoznacznie wskazywało na żonę Mikołaja Wnuka (brata mego pradziadka). Tą wersję potwierdziła p. Ania, jednoznacznie twierdząc, że Mikołajka miała nazwisko Wnuk. Sprawę więc mamy przesądzoną - Mikołajką co mieszkała u Niedbałów "na górce" była Marianna Wnuk zd. Tyszka.
Pani Ania wspomina, że bardzo lubiła do niej chodzić, gdyż wujenka (tak przyjęło się w jej rodzinie mówić do Marianny)  piekła pyszne ciastka. Przepis i umiejętność wypieku przywiozła z Ameryki (pobyt Marianny w Ameryce mamy dobrze udokumentowany)Marianna Wnuk mieszkała u nich na tzw. dożyciu po tym jak sprzedała im swoją gospodarkę. Gospodarkę tą kupił ojciec p. Ani, Stanisław Niedbała swemu bratu Bronisławowi. Pani Ania nie pamięta męża Mikołajki ani ich dzieci. Nie potrafiła też opowiedzieć żadnej informacji o nich. Potwierdza się więc hipoteza, że Mikołaj i Marianna byli małżeństwem bezdzietnym i Mikołaj zmarł dużo wcześniej od żony. Myślę,  że dalsze dociekania przyniosą więcej informacji o tej rodzinie. Mam nadzieję, że to nie jedyne spotkanie z p. Anną i jeszcze nie raz uda nam się porozmawiać o naszych rodzinach.

Pani Aniu bardzo dziękuję za tę chwile rozmowy i wiadomości, które są dla mnie bardzo cenne. Serdecznie pozdrawiam.


Będąc w okolicach Kolna próbowałem też wyjaśnić sprawę nazwiska panieńskiego żony Seweryna Wnuka. Otóż przejrzałem akt zgonu jej syna Wiktora gdzie bardzo wyraźnie napisane jest CHILECKA. Akt zgonu brata Wiktora - Franciszka, wystawiony kilka lat później, nie podaję nazwiska panieńskiego Marianny. Dalej więc jest to sprawa nierozstrzygnięta. Myślę, że dopiero dotarcie do aktu małżeństwa jej syna Mikołaja i dokładne przeanalizowanie tego wpisu z 1891 roku,  wyjaśni tę sprawę. Jest też inny trop (kolejny!). Otóż na liście pasażerów płynących w 1907 roku do USA, odnalazłem Józefa Halickiego (Halitzki) z Niksowizny co by świadczyło, że rodzina o podobnym nazwisku mieszkała kiedyś w Niksowiźnie i być może to właśnie z niej pochodziła Marianna.

W akcie zgonu Franciszka Wnuka wspomniana  jest jego żona, Anna z domu Alicka (co porządkuje informację zamieszczoną w komentarzu p. Irka Milewskiego, dotyczącą Anny Niedbały).

Dalsze informacje, które "przywiozłem" ze sobą z okolic Kolna, posłużą mi za materiał do następnych postów.

wtorek, 16 lipca 2013

Z rodzinnego albumu Franciszka i Anny Wnuków ze wsi Ptaki. Część 1

W czasie wakacyjnych odwiedzin, udało mi się zeskanować trochę zdjęć z rodzinnego albumu, moich dziadków, Franciszka i Anny Wnuków. Nie wszystkie osoby oraz okoliczności w jakich powstały zdjęcia są mi znane (członkowie rodziny z którymi się kontaktowałem też nie są pewni tożsamości osób na zdjęciach). Dlatego wszystkich mogących wnieść coś do opisu, proszę o kontakt lub zamieszczanie informacji jako komentarze do postu (z zaznaczeniem jakiego zdjęcia komentarz dotyczy).




Foto 1. Chyba najciekawsze zdjęcie do jakiego dotarłem. Kobieta siedząca to Aleksandra zd. Prusinowska, wdowa po Wiktorze Wnuku. Obok siedzi jej drugi mąż o nazwisku Bastek (niestety nie znam imienia). Nie znam też tożsamości oraz pokrewieństwa kobiety stojącej między nimi. Zdjęcie pochodzi najprawdopodobniej z lat 30-tych XX wieku.

Foto 2. Zdjęcie najprawdopodobniej zrobione zostało w USA ( lata 50-te XX wieku?). Na zdjęciu jest napis:
Ciotka Weronika syn Józef córka Maryanna (z) swojemi dziecmi 

Stojąca kobieta to Weronika zd. Prusinowska Mrozik, siostra mojej prababci Aleksandry. Józef i Maryanna to już następne pokolenie. Dzieci i wnuki Weroniki lub jej rodzeństwa. W Ameryce, oprócz wspomnianej Weroniki, zostali jeszcze: Stanisław Prusinowski oraz Bronisława i  Zosia.

Foto 3. Zdjęcie bez podpisu. Najprawdopodobniej zdjęcie podobnie jak poprzednio pochodzi z USA. Myślę, że na zdjęciu jest Weronika (niższa) z jedną z sióstr ( Bronisławą lub Zosią).

Foto 4. Zdjęcie bez podpisu. Osoba nieznana (prośba o identyfikację).

Foto 5. Zdjęcie bez opisu. Prośba o identyfikację.