Lato 1915.
Po zwycięskiej ofensywie władzę na podbitym terenie zaczęli sprawować Prusacy. Dokończyli rabunku rozpoczętego przez Rosjan. Jego skala był wprost niewyobrażalna. Rekwirowano nawet przedmioty domowego użytku. Żołnierze poszukiwali miedzi, mosiądzu, aluminium - wyjmowali klamki z drzwi, drzwiczki pieców, moździerze i garnki nie zważając o to jak będzie żyć ograbiona ludność. Włościanie którzy stracili domy nie mogli ich odbudować gdyż władzę nad lasami przejęli Prusacy.
Rodziny zaczęły mieszkać w wykopanych w ziemi dołach, prowizorycznie przykrytych deskami i słomą.
Niemcy zaczęli nakładać podatki jeszcze dotkliwsze od Rosjan. Jeśli ktoś łudził się, że zaprowadzą ład i porządek bardzo się w swych rachubach pomylił. Niemcy czuli się całkowicie bezkarni, łamiąc prawo na każdym kroku.
Głód na stałe zagościł w miasteczkach i wsiach. Biedniejsi żywili się zupą z wody zaprawioną garstką mąki, zbierano szczaw i pokrzywy, lebiodę by czymkolwiek zapełnić żołądek. Wielu umarło z głodu i chorób. Rozpoczęły się grabieże i wywózki mężczyzn do pracy w Prusach.
Większość mieszkańców Niksowizny mieszkała wtedy w ziemiankach oraz okopach frontowych, które przystosowano na prowizoryczne lokum. To właśnie od tych ziemianek (jam) pojawiła się nazwa Jamaki, określająca wioskę oraz jej mieszkańców jako tych co "żyją w jamach". Był czas kiedy określenie to uważane było za dość pejoratywne i niejeden używający tej nazwy, poczuł na własnej skórze siłę chłopaków z Niksowizny. Dziś myślę, że nazwa Jamaki raczej dodaje kolorytu Niksowiźnie i powoduje bardziej uśmiech niż złość.
Działania wojenny zmiotły też na trwałe, z krajobrazu Niksowizny, młyn na Skrodzie, który jeszcze na mapie z 1910 roku jest widoczny.
Zostały po nim tylko kamienie mielące, które nie wiedząc kiedy i jak znalazły się się w jednym z gospodarstw.
W listopadzie 1918 roku skończyła się I wojna światowa. Niemcy, przeczuwając, że ich rządy na tych terenach się kończą, zaczęli uciekać w stronę Jańsborga (Pisza). Tak opisują to nieliczne wspomnienia jak choćby te Ludwika Zakrzewskiego z 11 listopada 1918 roku
"...Sensacyjna wiadomość – jak dla nas – tu w Kolnie. Żandarmi uciekli w nocy z Polski, drałowali pieszo do granicy przez wieś Wincenta. Każdy miał pod pachą gęś, a co miał więcej tego nikt nie wie. W każdym razie paniczna ucieczka przeszkodziła wywiezieniu całego majdanu, jaki każdy miał w pogotowiu na wypadek ucieczki z Polski ...."
Polska odzyskała niepodległość. Do rodzinnych wiosek wracali żołnierze, przymusowi pracownicy, jeńcy i tzw. Bieżeńcy. Nikt jeszcze nie wiedział jaka będzie ta nowa Polska ale myślę, że wszystkich cieszyła perspektywa spokojnych czasów. Po wojnie ekshumowano Stanisława Prusinowskiego i przeniesiono jego szczątki na cmentarz w Małym Płocku.
Niestety na spokojne czasy trzeba było jeszcze poczekać. W 1919 roku wybuchła wojna polsko-bolszewicka. Powołano poborowych
w tym niespełna 19-letniego Jana Prusinowskiego, który na froncie spędził 9 miesięcy.
Latem 1920 roku mieszkańcy Niksowizny musieli doświadczyć najazdu bolszewików i następnych grabieży. Dopiero po tej wojnie i okresie niepokoju związanym z zaprowadzaniem nowego porządku, można było myśleć o stabilizacji i normalnym życiu. Nasze rodziny zaczęły dźwigać z pożogi wojennej zniszczone domostwa. Stawiano skromne domu do których można się było przenieść z ziemianek i okopów. We wrześniu 1921 roku urodził się najmłodszy syn Wiktora i Aleksandry - Franciszek Wnuk, mój dziadek.
Dla ludności w Europie, Polsce, Niksowiźnie zaczął się nowy okres, 20- lecie międzywojenne.
Fragment mapy z 1910 roku z wyraźnie zaznaczonym młynem na rzece.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze publikowane będą po zatwierdzeniu.